poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Oneshot time!



Witajcie!


Wiem znowu długa przerwa, ale była ona spowodowana moim wyjazdem do Bługarii,a agdy wróciłam zastałam w moim pokoju remont, który dalej kończę. Dla rekompensaty mam kolejny Oneshot
Zapraszam.

UWAGA!!
Relacja homoseksualna między bohaterami, nie chcesz? nie czytaj, czytasz nie hejtuj. Komentarze homofobiczne będą usuwane. 
Przeczytałeś? masz pytania? Zostaw po sobie ślad :3
 
Mam nadzieję, że dialogi się nie zepsują przez ułożenie tekstu na stronie :)
 
                                      Szczęście tkwi w małych rzeczach


 Historia miłości, która według osób trzecich nie powinna się wydarzyć, zaczyna się jakiś czas temu w niewielkiej biblioteczce na obrzeżach centrum Londynu, chyba najbardziej deszczowego i ponurego miejsca na świecie, jeśli nie lubisz szarości i rutyny powinieneś omijać  to miejsce z daleka. Przy jednym ze stolików znajdującym się w środku pomieszczenia, siedzi na krześle zasypany książkami brunet o niebieskich oczach, zasłoniętych przez szkła okularów w czarnych oprawkach, ledwo można zauważyć go zza stosów, którymi się otoczył. Prawdopodobnie tkwi tutaj już dobre kilka godzin, na dworze dalej pada więc nie śpieszy mu się zbytnio wychodzić. Niby dzień jak każdy inny jednak spokój pomieszczenia przerywa silne otwarcie drzwi, do biblioteki wpada postać w szarym płaszczu, ociekająca wodą. Nieznajomy gość podchodzi do blatu, wyciąga swoją kartę i kieruje się w stronę regałów z kryminałami, zostawia płaszcz na krześle i nurkuje w półkach pełnych najróżniejszych dzieł literackich, po kilkunastu minutach wyłania się dzierżąc w dłoniach około 6 książek, siada przy stoliku otwiera jedną z nich zaczyna czytać, prawdopodobnie podzieli los bruneta i spędzi tu kilka godzin lub też poczeka aż przestanie padać. Czas leci nieubłaganie, zza chmur leniwie zaczyna przebijać się słońce, co rzadko zdarza się w tym szarym zaułku zwanym Londynem. Chłopak w okularach, wstaje od stolika i znika pomiędzy pułkami, prawdopodobnie poszedł odłożyć to co udało mu się przeczytać, musi chodzić dwa razy żeby uprzątnąć większość stosów, które zgromadził obok siebie, po jakimś czasie właściciel szarego płaszcza dołącza do gry w chowanego między regałami, między rzędem 6 a 7 słychać nagle huk, po czym można się dosłuchać chaotycznego przepraszania.
-Ummm przepraszam *rzuca szybko okularnik*
-Mógłbyś bardziej uważać, aczkolwiek nic się nie stało *mówi jakby od niechcenia, właściciel płaszcza*
-Sądzę iż ty mógłbyś być milszy jeśli ktoś cię przeprasza wiesz? *dodaje ze złośliwością szkiełko*
-Huuh co za ludzie, dobrze a więc, przepraszam powinienem był bardziej uważać *wyciąga rękę do okularnika* jestem Harry
-Ymmm jestem Louis, właściwie to nic się nie stało *odpowiada nie pewnie lekko zmieszany brunet*
-Mam nadzieję, że nic ci się nie stało Louis *podciąga chłopaka do góry by ten mógł wstać*
-Nie, nic mi nie jest dziękuję *uśmiecha się, wstaje i zaczyna zbierać resztę swoich książek*
-Może mógłbym ci pomóc?
-Dzięki radzę sobie, *odpowiada* chociaż w zasadzie, widziałeś może książkę w bordowej oprawie ze złotym grzbietem? *dodaje po chwili Louis*
-Zaraz jej poszukam *mówi Harry po czym pochyla się, żeby zajrzeć pod regały, przez przypadek upuszcza swoje książki* Niech to szlag i teraz mam tylko więcej sprzątania *śmieje się cicho*
-Zaraz ci pomogę *uśmiechnął się okularnik*
-Mam twoją książkę Louis *wyciąga rękę z książką do bruneta*
-Dziękuję, a ja mam twoje książki *odbiera lekturę i podaje mu pozostałe* Będę już szedł, cześć
-Do zobaczenia *rzuca Harry i uśmiecha się*
Okularnik prawie biegiem opuszcza bibliotekę i udaje się w swoją stronę, właściciel płaszcza podchodzi do stolika, gdy ciepłe światło lampy obejmuje go swoim zasięgiem można zauważyć, że jego głowę pokrywa burza brązowych niczym mleczna czekolada splątanych ze sobą loków, trudno by było również przegapić jego zielone w rodzaju świeżej mięty oczy. Loczek po jakimś czasie orientuje się, że coś mu nie gra z jego książką, otwiera ją więc na pierwszej stronie i wszystko staje się jasne, na karcie zamiast jego nazwiska widnieje Louis Tomlinson napisane czytelnym i starannym pismem. Chyba będę musiał mu ją jakoś oddać *pomyślał chłopak* Od tamtego czasu pojawiał się w bibliotece codziennie o tej samej godzinie licząc, że w końcu natknie się na Louisa i będzie mógł oddać zgubę i zabrać swoją lekturę, bo nie skończył jej czytać i bardzo ciekawi go zakończenie. Niestety po rutynowym przychodzeniu za każdym razem rozczarowuje się czekając kilka godzin po czym idąc z pustymi rękami do domu. Jednak pewnego leniwego weekendu Loczek zmusza się by pójść w to zakurzone miejsce ostatni raz, nieśmiało popycha drzwi i wchodzi do środka zajmuje miejsce przy tym samym stole co od ostatnich 6 dni, pogoda jest lepsza niż gdy ostatni raz widział Louis’a, odkłada torbę na bok, chwyta jedną z gazet leżących na blacie i zaczyna przeglądać strony dla zabicia czasu po około godzinie drzwi otwierają się z lekkim brzęknięciem dzwoneczka powieszonego nad nimi i w drzwiach staje nie kto inny jak sam Okularnik, zauważa Harrego prawie natychmiast i uśmiechając się mimo wolnie podchodzi do wolnego krzesła po czym siada na nim i mówi
-Chyba mam twoją własność
-Ja mam natomiast coś co należy do ciebie *uśmiecha się Loczek*
-Co tutaj robisz tak właściwie? *odzywa się nieśmiało chłopak po czym podaje zielonookiemu książkę*
-Czekam na ciebie *Harry wyciąga rękę i odpiera książkę* Chciałem ci oddać twoją zgubę, musieliśmy się nimi przez przypadek zamienić kiedy wypadły pod regał.
-To miłe *uśmiecha się Okularnik* Pewnie masz rację, skąd wiedziałeś, ze akurat dzisiaj tu będę?
-Nie wiedziałem, przychodzę tu od tygodnia o tej samej porze.
-Naprawdę? *pyta zdziwiony Loius* przecież to strata czasu mogłeś ją po prostu zostawić przy ladzie.
-Chciałem ci ją oddać osobiście *Zielonooki uśmiecha się delikatnie ujawniając swoje dołeczki w policzkach*
-To bardzo miłe dziękuję, więc może w ramach podziękowania dasz się zaprosić na obiad lub kawę? Mam dość tego miejsca i kurzu *kicha chowając nos w dłoniach*
-Właściwie czemu nie, to może jeszcze raz. Jestem Harry Styles *uśmiecha się*
-Miło mi cię poznać Harry jestem Louis, ale możesz mówić mi Lou tak jest krócej *odpowiada okularnik po czym wstaje od stolika* więc chodźmy, tutaj niedaleko jest świetna knajpka.
-Poczekaj na mnie Lou *rzuca za nim Loczek, chwytając niezdarnie swoją torbę z krzesła*
Obiad przebiegł zwyczajnie, chłopcy dużo rozmawiali, śmiali się i wyjedli ponad połowę menu jaki gospodarowała knajpka. Louis dowiedział się, że Hazz bo tak kazał siebie nazywać Loczek mieszka od 6 lat w Londynie i jeszcze nie przyzwyczaił się do pogody, pracuje w piekarni „złoty kłos” która właściwie znajduje się niedaleko biblioteki, lubi czytać kryminały, pić herbatę przed snem, oglądać filmy i aktualnie jest sam bo z ostatnią dziewczyną mu nie wyszło. Lou natomiast w mieście mieszka od urodzenia, też lubi kryminały, pracuje jako informatyk w firmie w centrum, jego hobby to książki oraz włoska kuchnia, lubi wieczorne spacery i świeże bułki rano, niebieskooki zauważył również, że bardzo lubi widok uśmiechniętych oczu Hazzy i zaczął się zastanawiać jaką fakturę mają jego włosy bo wyglądały na dosyć miękkie, chłopak myślał również o tym czy zgubił by się w nich gdyby były lasem, lub czy dało by się wplątać w nie różne przedmioty i jak szybko by wypadły.


XXX

Po około miesiącu od obiadu w knajpie, Hazz widywał Louisa codziennie rano i kilka razy w tygodniu po południu, było to związane z tym, że Okularek lubił świeże bułki, a w drodze do biblioteki miał blisko do piekarni, spotkania po południu były już czysto z chęci obu stron. Pewnego słonecznego co wydaje się prawie niemożliwe jeśli chodzi o Londyn popołudnia Loczek doszedł do wniosku, że odkąd poznał Lou nie odczuwał potrzeby posiadania dziewczyny, może to przez to, iż tak dobrze spędzało mu się z nim czas, na wspólnych spacerach, piciu herbaty, chodzeniu do kina i restauracji, czy typowych rozmowach przy filmie w mieszkaniu, któregoś z nich, po jednym z takich seansów, rozmowa nie wyglądała na to by zmierzała ku końcowi, więc Hazz zaproponował
-Może byś został u mnie dzisiaj? Mógłbyś spać u mnie a ja się prześpię na kanapie, żebyś nie musiał wracać metrem w środku nocy *zapytał z lekkim uśmiechem*
-Właściwie jest już sobota, więc nie mam pracy *zamyślił się lekko brunet* Dobrze zgadzam się, ale to ja będę spać na kanapie bo to twój dom, a kanapa jest dla gości.
-Jeśli to ma być warunek tego, że zostaniesz to zgadzam się *powiedział Loczek po czym wybuchnął śmiechem*
W środku nocy chłopcy zdecydowali, że może czas by pójść spać, Lou ułożył się na kanapie i wpatrując się w sufit słuchał równomiernego oddechu Hazzy, który dochodził z pokoju naprzeciwko, myślał przy tym o ostatnim miesiącu, o wszystkich kolacjach, wyjściach do kina, filmach i rozmowach, po jakimś czasie takich przemyśleń stwierdził, że szczęście tkwi w małych rzeczach, bo przecież to wszystko były niewielkie sytuacje nie znaczy to, że nie były ważne po prostu inny człowiek stwierdziłby, że nie było w nich nic nadzwyczajnego co oczywiście nie było prawdą, były to wspaniałe chwilę spędzone z najbardziej zajmującym człowiekiem jakiego Lou kiedykolwiek poznał. Chłopak nie zauważył, iż źródło oddechu przesunęło się bliżej niż wcześniej, po czym poczuł je dokładnie na swoim karku, a pod kocem można było wyczuć układającego się Hazze. W pierwszej chwili niebieskooki chciał uciekać, ale po chwili dotarło do niego, że w zasadzie chciał tego, delikatnie odwrócił się do chłopaka, który już leżał spokojnie za nim.
-Nie pomyliłeś czasami łóżek? *zapytał z uśmiechem Okularek*
-Moje jest zimne, pomyślałem, że może nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli jednak jest inaczej to sobie pójdę *powiedział i próbował wstać*
-To dobrze myślałeś *rzucił szybko Lou i złapał rękę Loczka po czym przyciągnął go do siebie* Teraz ja pomyślałem, że może nie będziesz miał nic przeciwko jeśli wproszę ci się do życia i twoich wieczorów filmowych *Louis spojrzał pytająco na Harrego*
-Jednak ten nic nie odpowiedział, pochylił się tylko i pocałował Lou, świat zawirował i po kilku chwilach Hazza odezwał się leniwie-Mam nadzieję, że była to wystarczająca odpowiedz, wiesz co Lou
-hmm? *Louis podniósł oczy*
-Szczęście tkwi w małych rzeczach, a ja cie kocham *uśmiechnął się Hazz i cmoknął chłopaka w nos*
-Masz rację i ja ciebie też kocham *Lou odpowiedział uśmiechem po czym mocno przytulił Loczka, wtulając nos w jego włosy. Już miał w głowie milion planów jak spełnić swoje przemyślenia sprzed miesiąca w bibliotece*