Witajcie!
Wiem znowu długa przerwa, ale była ona spowodowana moim wyjazdem do Bługarii,a agdy wróciłam zastałam w moim pokoju remont, który dalej kończę. Dla rekompensaty mam kolejny Oneshot
Zapraszam.
UWAGA!!
Relacja homoseksualna między bohaterami, nie chcesz? nie czytaj, czytasz nie hejtuj. Komentarze homofobiczne będą usuwane.
Przeczytałeś? masz pytania? Zostaw po sobie ślad :3
Mam nadzieję, że dialogi się nie zepsują przez ułożenie tekstu na stronie :)
Szczęście tkwi w małych rzeczach
Historia miłości,
która według osób trzecich nie powinna się wydarzyć, zaczyna się jakiś czas
temu w niewielkiej biblioteczce na obrzeżach centrum Londynu, chyba najbardziej
deszczowego i ponurego miejsca na świecie, jeśli nie lubisz szarości i rutyny
powinieneś omijać to miejsce z daleka.
Przy jednym ze stolików znajdującym się w środku pomieszczenia, siedzi na
krześle zasypany książkami brunet o niebieskich oczach, zasłoniętych przez
szkła okularów w czarnych oprawkach, ledwo można zauważyć go zza stosów,
którymi się otoczył. Prawdopodobnie tkwi tutaj już dobre kilka godzin, na
dworze dalej pada więc nie śpieszy mu się zbytnio wychodzić. Niby dzień jak
każdy inny jednak spokój pomieszczenia przerywa silne otwarcie drzwi, do
biblioteki wpada postać w szarym płaszczu, ociekająca wodą. Nieznajomy gość
podchodzi do blatu, wyciąga swoją kartę i kieruje się w stronę regałów z
kryminałami, zostawia płaszcz na krześle i nurkuje w półkach pełnych
najróżniejszych dzieł literackich, po kilkunastu minutach wyłania się dzierżąc
w dłoniach około 6 książek, siada przy stoliku otwiera jedną z nich zaczyna
czytać, prawdopodobnie podzieli los bruneta i spędzi tu kilka godzin lub też
poczeka aż przestanie padać. Czas leci nieubłaganie, zza chmur leniwie zaczyna
przebijać się słońce, co rzadko zdarza się w tym szarym zaułku zwanym Londynem.
Chłopak w okularach, wstaje od stolika i znika pomiędzy pułkami, prawdopodobnie
poszedł odłożyć to co udało mu się przeczytać, musi chodzić dwa razy żeby
uprzątnąć większość stosów, które zgromadził obok siebie, po jakimś czasie
właściciel szarego płaszcza dołącza do gry w chowanego między regałami, między
rzędem 6 a 7 słychać nagle huk, po czym można się dosłuchać chaotycznego
przepraszania.
-Ummm przepraszam *rzuca szybko okularnik*
-Mógłbyś bardziej uważać, aczkolwiek nic się nie stało *mówi
jakby od niechcenia, właściciel płaszcza*
-Sądzę iż ty mógłbyś być milszy jeśli ktoś cię przeprasza
wiesz? *dodaje ze złośliwością szkiełko*
-Huuh co za ludzie, dobrze a więc, przepraszam powinienem
był bardziej uważać *wyciąga rękę do okularnika* jestem Harry
-Ymmm jestem Louis, właściwie to nic się nie stało
*odpowiada nie pewnie lekko zmieszany brunet*
-Mam nadzieję, że nic ci się nie stało Louis *podciąga chłopaka
do góry by ten mógł wstać*
-Nie, nic mi nie jest dziękuję *uśmiecha się, wstaje i
zaczyna zbierać resztę swoich książek*
-Może mógłbym ci pomóc?
-Dzięki radzę sobie, *odpowiada* chociaż w zasadzie,
widziałeś może książkę w bordowej oprawie ze złotym grzbietem? *dodaje po
chwili Louis*
-Zaraz jej poszukam *mówi Harry po czym pochyla się, żeby
zajrzeć pod regały, przez przypadek upuszcza swoje książki* Niech to szlag i
teraz mam tylko więcej sprzątania *śmieje się cicho*
-Zaraz ci pomogę *uśmiechnął się okularnik*
-Mam twoją książkę Louis *wyciąga rękę z książką do bruneta*
-Dziękuję, a ja mam twoje książki *odbiera lekturę i podaje
mu pozostałe* Będę już szedł, cześć
-Do zobaczenia *rzuca Harry i uśmiecha się*
Okularnik prawie biegiem opuszcza bibliotekę i udaje się w
swoją stronę, właściciel płaszcza podchodzi do stolika, gdy ciepłe światło
lampy obejmuje go swoim zasięgiem można zauważyć, że jego głowę pokrywa burza
brązowych niczym mleczna czekolada splątanych ze sobą loków, trudno by było
również przegapić jego zielone w rodzaju świeżej mięty oczy. Loczek po jakimś
czasie orientuje się, że coś mu nie gra z jego książką, otwiera ją więc na
pierwszej stronie i wszystko staje się jasne, na karcie zamiast jego nazwiska
widnieje Louis Tomlinson napisane czytelnym i starannym pismem. Chyba będę
musiał mu ją jakoś oddać *pomyślał chłopak* Od tamtego czasu pojawiał się w
bibliotece codziennie o tej samej godzinie licząc, że w końcu natknie się na
Louisa i będzie mógł oddać zgubę i zabrać swoją lekturę, bo nie skończył jej
czytać i bardzo ciekawi go zakończenie. Niestety po rutynowym przychodzeniu za
każdym razem rozczarowuje się czekając kilka godzin po czym idąc z pustymi
rękami do domu. Jednak pewnego leniwego weekendu Loczek zmusza się by pójść w
to zakurzone miejsce ostatni raz, nieśmiało popycha drzwi i wchodzi do środka
zajmuje miejsce przy tym samym stole co od ostatnich 6 dni, pogoda jest lepsza
niż gdy ostatni raz widział Louis’a, odkłada torbę na bok, chwyta jedną z gazet
leżących na blacie i zaczyna przeglądać strony dla zabicia czasu po około
godzinie drzwi otwierają się z lekkim brzęknięciem dzwoneczka powieszonego nad
nimi i w drzwiach staje nie kto inny jak sam Okularnik, zauważa Harrego prawie
natychmiast i uśmiechając się mimo wolnie podchodzi do wolnego krzesła po czym
siada na nim i mówi
-Chyba mam twoją własność
-Ja mam natomiast coś co należy do ciebie *uśmiecha się
Loczek*
-Co tutaj robisz tak właściwie? *odzywa się nieśmiało
chłopak po czym podaje zielonookiemu książkę*
-Czekam na ciebie *Harry wyciąga rękę i odpiera książkę*
Chciałem ci oddać twoją zgubę, musieliśmy się nimi przez przypadek zamienić
kiedy wypadły pod regał.
-To miłe *uśmiecha się Okularnik* Pewnie masz rację, skąd
wiedziałeś, ze akurat dzisiaj tu będę?
-Nie wiedziałem, przychodzę tu od tygodnia o tej samej
porze.
-Naprawdę? *pyta zdziwiony Loius* przecież to strata czasu
mogłeś ją po prostu zostawić przy ladzie.
-Chciałem ci ją oddać osobiście *Zielonooki uśmiecha się
delikatnie ujawniając swoje dołeczki w policzkach*
-To bardzo miłe dziękuję, więc może w ramach podziękowania
dasz się zaprosić na obiad lub kawę? Mam dość tego miejsca i kurzu *kicha
chowając nos w dłoniach*
-Właściwie czemu nie, to może jeszcze raz. Jestem Harry
Styles *uśmiecha się*
-Miło mi cię poznać Harry jestem Louis, ale możesz mówić mi
Lou tak jest krócej *odpowiada okularnik po czym wstaje od stolika* więc
chodźmy, tutaj niedaleko jest świetna knajpka.
-Poczekaj na mnie Lou *rzuca za nim Loczek, chwytając
niezdarnie swoją torbę z krzesła*
Obiad przebiegł zwyczajnie, chłopcy dużo rozmawiali, śmiali
się i wyjedli ponad połowę menu jaki gospodarowała knajpka. Louis dowiedział
się, że Hazz bo tak kazał siebie nazywać Loczek mieszka od 6 lat w Londynie i
jeszcze nie przyzwyczaił się do pogody, pracuje w piekarni „złoty kłos” która
właściwie znajduje się niedaleko biblioteki, lubi czytać kryminały, pić herbatę
przed snem, oglądać filmy i aktualnie jest sam bo z ostatnią dziewczyną mu nie
wyszło. Lou natomiast w mieście mieszka od urodzenia, też lubi kryminały,
pracuje jako informatyk w firmie w centrum, jego hobby to książki oraz włoska
kuchnia, lubi wieczorne spacery i świeże bułki rano, niebieskooki zauważył
również, że bardzo lubi widok uśmiechniętych oczu Hazzy i zaczął się zastanawiać
jaką fakturę mają jego włosy bo wyglądały na dosyć miękkie, chłopak myślał
również o tym czy zgubił by się w nich gdyby były lasem, lub czy dało by się
wplątać w nie różne przedmioty i jak szybko by wypadły.
XXX
Po około miesiącu od obiadu w knajpie, Hazz widywał Louisa
codziennie rano i kilka razy w tygodniu po południu, było to związane z tym, że
Okularek lubił świeże bułki, a w drodze do biblioteki miał blisko do piekarni,
spotkania po południu były już czysto z chęci obu stron. Pewnego słonecznego co
wydaje się prawie niemożliwe jeśli chodzi o Londyn popołudnia Loczek doszedł do
wniosku, że odkąd poznał Lou nie odczuwał potrzeby posiadania dziewczyny, może
to przez to, iż tak dobrze spędzało mu się z nim czas, na wspólnych spacerach,
piciu herbaty, chodzeniu do kina i restauracji, czy typowych rozmowach przy
filmie w mieszkaniu, któregoś z nich, po jednym z takich seansów, rozmowa nie
wyglądała na to by zmierzała ku końcowi, więc Hazz zaproponował
-Może byś został u mnie dzisiaj? Mógłbyś spać u mnie a ja
się prześpię na kanapie, żebyś nie musiał wracać metrem w środku nocy *zapytał
z lekkim uśmiechem*
-Właściwie jest już sobota, więc nie mam pracy *zamyślił się
lekko brunet* Dobrze zgadzam się, ale to ja będę spać na kanapie bo to twój
dom, a kanapa jest dla gości.
-Jeśli to ma być warunek tego, że zostaniesz to zgadzam się
*powiedział Loczek po czym wybuchnął śmiechem*
W środku nocy chłopcy zdecydowali, że może czas by pójść
spać, Lou ułożył się na kanapie i wpatrując się w sufit słuchał równomiernego
oddechu Hazzy, który dochodził z pokoju naprzeciwko, myślał przy tym o ostatnim
miesiącu, o wszystkich kolacjach, wyjściach do kina, filmach i rozmowach, po
jakimś czasie takich przemyśleń stwierdził, że szczęście tkwi w małych
rzeczach, bo przecież to wszystko były niewielkie sytuacje nie znaczy to, że
nie były ważne po prostu inny człowiek stwierdziłby, że nie było w nich nic
nadzwyczajnego co oczywiście nie było prawdą, były to wspaniałe chwilę spędzone
z najbardziej zajmującym człowiekiem jakiego Lou kiedykolwiek poznał. Chłopak
nie zauważył, iż źródło oddechu przesunęło się bliżej niż wcześniej, po czym
poczuł je dokładnie na swoim karku, a pod kocem można było wyczuć układającego
się Hazze. W pierwszej chwili niebieskooki chciał uciekać, ale po chwili
dotarło do niego, że w zasadzie chciał tego, delikatnie odwrócił się do
chłopaka, który już leżał spokojnie za nim.
-Nie pomyliłeś czasami łóżek? *zapytał z uśmiechem Okularek*
-Moje jest zimne, pomyślałem, że może nie będziesz miał nic
przeciwko, jeśli jednak jest inaczej to sobie pójdę *powiedział i próbował
wstać*
-To dobrze myślałeś *rzucił szybko Lou i złapał rękę Loczka
po czym przyciągnął go do siebie* Teraz ja pomyślałem, że może nie będziesz
miał nic przeciwko jeśli wproszę ci się do życia i twoich wieczorów filmowych
*Louis spojrzał pytająco na Harrego*
-Jednak ten nic nie odpowiedział, pochylił się tylko i
pocałował Lou, świat zawirował i po kilku chwilach Hazza odezwał się
leniwie-Mam nadzieję, że była to wystarczająca odpowiedz, wiesz co Lou
-hmm? *Louis podniósł oczy*
-Szczęście tkwi w małych rzeczach, a ja cie kocham
*uśmiechnął się Hazz i cmoknął chłopaka w nos*
-Masz rację i ja ciebie też kocham *Lou odpowiedział
uśmiechem po czym mocno przytulił Loczka, wtulając nos w jego włosy. Już miał w
głowie milion planów jak spełnić swoje przemyślenia sprzed miesiąca w
bibliotece*