Witajcie
I jest niedziela, w zasadzie to się kończy, a
ja siedzę, oglądam sobie mój serial i
stukam w te klawiaturkę myśląc,
że przydało by się coś dodać dla was.
Znowu mi się nudziło i napisałam
takie hmmm powiedzmy, że opowiadanie.
Tyle było wstępu życzę miłego czytania...
Siedziała na ławce w
parku, podszedł do niej i zapytał się czy może się przysiąść. Pozwoliła, był
raczej normalny nie wyglądał zbytnio podejrzanie,
jego imię tak samo zwyczajne jak on nic specjalnego. Ubrany raczej w szarości i
czerń. Nie był raczej bogaty czyli zarozumiały na pierwszy rzut oka też nie.
Porozmawiali chwilę, wymienili się numerami telefonów, ona poszła w swoją
stronę, a on w swoją. Zadzwonił do niej po dwóch dniach, czy może się spotkać
zgodziła się, razem się śmiali, bawili, chodzili na imprezy, czasem zdawało
się, że może wyjdzie z tego coś więcej , ale ona nie potrzebowała chłopaka
widziała w nim najlepszego przyjaciela nic więcej. Po kilku miesiącach
znajomości on powiedział, że odchodzi,
że nigdy tak naprawdę go nie obchodziła. Co poczuła ona ?, to teraz drogi
czytelniku wyobraź sobie jak się poczujesz kiedy zwali ci się na głowę budynek..
Ona poczuła się tak samo, nagle cisza wszystko się zatrzymało świat stanął w
miejscu, zerwała się z ławki i pobiegła przed siebie zatrzymała się na moście,
popatrzyła przed siebie, zamyśliła się, kiedy w końcu się ocknęła było już
ciemno i zimno, ukryła smutek w środku poszła do domu, weszła jak gdyby nigdy
nic do swojego pokoju, zamknęła drzwi i położyła się na łóżku z muzyką lekiem
na wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz